czwartek, 15 czerwca 2017

O wyjątkowym spotkaniu

Czym jest dla mnie Eucharystia?

Kiedyś te 45 minut w kościele było dla mnie złapaniem oddechu, siedziałam na mszy, ale myślami byłam zupełnie w innym miejscu. Lubiłam chodzić do kościoła, by sobie pośpiewać, pomyśleć o tym, co ugotuję na obiad i o tym, co mam do zrobienia w pracy. Przyjmowałam komunię Świętą, ale podczas Podniesienia, nie wiedziałam czy się trzeba modlić w myślach, czy też klęczeć w ciszy, więc zazwyczaj patrzyłam się na Chleb i Wino, ale nie docierało do mnie, że właśnie na moich oczach dzieje się prawdziwy Cud Przemienienia. 
Msza była dla mnie obowiązkiem, z którego z lenistwa niekiedy rezygnowałam.
Ale wszystko się zmieniło w momencie, gdy całe serce oddałam Panu.

Zdaję sobie sprawę z tego, że w każdym świadectwie mówi się, że w momencie, gdy odpowiesz na wezwanie Jezusa, to spływa na ciebie ogromna łaska, ciepło otula duszę, ale skoro tak mówi większość, to widocznie tak jest. Sama tego doświadczyłam.

Dwa lata temu byłam już na samym dnie rozpaczy. Ciężka choroba, wyrzucenie z pracy, do tego brak Boga, o którym zapomniałam. Miałam do wyboru dwie drogi: samobójstwo albo walka. To pierwsze podpowiadała mi depresja, która była chorobą wtórną mojego głównego schorzenia. To drugie samo nie przyszło mi do głowy, ale dziś wiem, że mój Alfred (Anioł Stróż) się mną zaopiekował i przyciągnął Ducha Świętego, który wszedł do mojego serca. Spuściłam wtedy głowę, kompletnie nic nie czując, powiedziałam: „Jezu, ja mam dość, jestem za słaba, nie dam rady, weź to wszystko ode mnie i zrób coś". Wierzcie mi, że mówiłam to zupełnie be przekonania, ale dla Boga nie musisz czuć, że mówisz coś z przekonaniem, bo tylko On jest w stanie wejrzeć w twoją duszę i tylko On wie, co naprawdę czujesz. Wystarczyło Mu takie pozbawione emocji „tak" i zaczął działać.

Nie od razu wszystko stało się piękne, ale następnego dnia miałam już pokój serca i niczego się nie bałam. To prawda.
Eucharystię zaczęłam odkrywać niedawno, po pewnych trudnościach duchowych, które mnie nękały. 
Chodzę codziennie na mszę, a moi niektórzy znajomi dziwią się, że mam potrzebę codziennego przyjmowania Komunii Świętej, słuchania Słowa Bożego. A przecież nie ma się czemu dziwić, to jest takie proste: jeśli kogoś kochasz cały sercem jak wariat, to chcesz z nim przebywać, a gdzie mam znaleźć boga, jak nie w Eucharystii?

Eucharystia jest dla mnie spotkaniem, najważniejszym spotkaniem dnia, aby było ono owocne i pełne codziennie przyjmuję Komunię Świętą, bo przez Nią serce zostaje napełnione Duchem Świętym.
Nie zawsze jest jednak tak, że czuję ciepło, wzruszenie, ogromną miłość, radość podczas Eucharystii, bywają też „suche" msze św. , po których czuję smutek, bo nie doświadczyłam wewnętrznej ekstazy. Bywa, że całą mszę przesiedzę, myśląc o „niebieskich migdałach" i nawet nie wiem co było na liturgii Słowa, mam później wyrzuty, ale mój mądry spowiednik mawia, że lepiej jest przychodzić i myśleć o obiedzie, niż nie przychodzić w ogóle, bo jakby nie patrzeć, jestem w kościele, poświęcam czas Panu Jezusowi, a to już też jest ważne.

Boga można spotkać tylko w sakramentach, a Eucharystia jest wśród nich dla mnie najważniejsza, to codzienne przypominanie, że Bóg tak nas ukochał, że oddał swojego Syna, by nas zbawił. To ciągłe przeżywanie Ostatniej Wieczerzy i spożywanie pokarmu, który daje życie wieczne.

A na koniec, by nie było tak poważnie, ksiądz Jan Twardowski w swoim wierszu:

„O uśmiechu w kościele"

W kościele trzeba się od czasu do czasu uśmiechać
do Matki Najświętszej która stoi na wężu
jak na wysokich obcasach
do świętego Antoniego przy którym wiszą blaszane wota
jak meksykańskie maski
do skrupulata który stale dmucha spowiednikowi w pompkę ucha
do mizernego kleryka którego karmią piersią teologii
do małżonków którzy wchodząc do 
kruchty pluszczą
w kropielnicy obrączki jak złote rybki
do kazania które się jeszcze nie rozpoczęło a już skończyło
do tych co świąt nie przeżywają ale przeżuwają
do moralisty który nawet w czasie adoracji chrupie kość morału
do dzieci które się pomyliły i zaczęły recytować:
Aniele Boży nie budź mnie niech jak najdłużej śpię
do pięciu pań chudych i do pięciu pań grubych
do zakochanych którzy porozkręcali swoje serca na części czułe
do egzystencjalisty który jak rudy lis przenosi samotność
z jednego miejsca na drugie
do podstarzałej łzy która się suszy na konfesjonale
do ideologa który wygląda jak strach na ludzi

2 komentarze:

  1. Pani Magdo ... Jakie to piękne to co Pani napisała. Mówiąc szczerze - zazdroszczę. Też wróciłam na drogę życia z Panem Bogiem, też chodzę codziennie na Eucharystię. Ale ja nie doświadczyłam tej bliskości Boga. Wiele osób mówi, pisze, że wystarczy Bogu odpowiedzieć "tak" i On zaczyna działać. Wierzę w Niego całym sercem, ale Go jeszcze nie spotkałam .... Bardzo chciałabym się w Nim tak zakochać jak Pani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Pani Beatko. Proszę się nie zrażać, naprawdę wystarczy powiedzieć "tak", ale Pan Bóg dla każdego z nas ma swój czas. Cieszę się, że też jest Pani zakochana. Wszystkiego dobrego życzę, a jeśli Pani chce, to proszę zajrzeć do książek Alana Amesa, mi serce otworzyła książka "Chodząc w Duchu Świętym."
      Z Panem Bogiem

      Usuń